Mój 2024: narastające szczęście
2024 był rokiem ciekawym. Pełnym narastającego szczęścia, chociaż bywało mi gorzej na sercu. Poznałem nowych ludzi, zawarłem nowe przyjaźnie, ukończyłem szkołę średnią, zdałem maturę, ukończyłem 18 lat, wstąpiłem do partii politycznej, zarobiłem swoje pierwsze pieniądze, wstąpiłem do chóru. Byłem też chory z grubej rury. Co przeżyłem w odchodzącym roku? Zobaczcie sami!
17 stycznia
Brałem udział po raz... jeśli się nie mylę... czwarty w konkursie wiedzy o Gdyni, z czego po raz drugi w finale. Po raz pierwszy za to brałem udział na etapie licealnym. Raz pisałem też w I klasie liceum, ale to było z edycji konkursu, którą pisałem jeszcze w szkole podstawowej w 2020 roku, ale pandemia spowodowała, że pisałem swój pierwszy finał już wtedy, gdy wstąpiłem w progi liceum. Wtedy zająłem III miejsce - gdyby nie ryby, to może i pierwsze xDDDDD
Powtarzałem sporo w miarę możliwości, uzupełniałem sobie wiedzę - także tą o rybach. Niestety, nie udało się przejść dalej... poziom licealny w finale nie jest taki łatwy. Wiedziałem, że będzie trudniej niż na poziomie dla szkół podstawowych, ale warto było. Nie przedostałem się do samiutkiego końca, ale warto było. Cieszmy się z małych rzeczy.
19 - 20 stycznia
Jedna z najpiękniejszych nocy w moim życiu - studniówka XIV Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Gdyni. Świetnie bawiłem się z taką jedną moją przyjaciółką, z którą przybyłem na imprezę. Otrzymałem Oscara w kategorii Najbardziej pozytywna osoba. Byłem w szoku, gdy tylko usłyszałem Nikodem Czajkowski, to aż ryknąłem jak szalony ze szczęścia. Wyskoczyłem niczym Filip z konopi, totalnie się tego nie spodziewałem. W sumie... miałem taki vibe w XIV LO, że uwielbiałem się uśmiechać i radować, kierując się zasadą carpe diem, czyli chwytaj dzień. Cieszmy się nawet z małych rzeczy, bo warto. Po prostu - ja się kieruję zasadą, że nawet w trudnych, smutnych, niewygodnych chwilach dobrze jest szukać profitów.
W momencie, w którym tańczyliśmy poloneza, przyjechali dziennikarze Hit FM Radia Eska Trójmiasto, którzy zrobili nam nieco zdjęć - mnie też tam znajdziecie i klasę, rzecz jasna, haha :p
Podobnie jak w przypadku wycieczki do Berlina w 2023 roku, studniówka sprawiła, że moje szczęście coraz bardziej zaczęło piąć się ku górze. Podobnie z wieloma innymi wydarzeniami w 2024 roku, m. in. ukończenie liceum, napisanie i zdanie matury, przedostanie się na studia, wyjazd do Hiszpanii...
27 stycznia
Mój komputer Dream Machines dostał jakiegoś wylewu. Sprzątałem jak co sobotę swój pokój, przecierałem laptopa ścierkami i prawdopodobnie za mocno wtarłem i płyn się przedostał do środka. Włączyłem, próbuję wpisać hasło, ale nagle zamiast jednego znaku ni stąd, ni zowąd, pojawił się także drugi w polu hasła. Odtegowałem kropki i... nadmiar +1 znak!?
Poszły w ruch opalarki, laptop jest cały, jednak na początku wyskakiwał swego czasu czarny ekran przy świecącej się diodzie włączenia. Poczekałem 2-3 dni i komputer wrócił do normy.
2 lutego
W związku z powyższym otrzymałem również drugi komputer - laptopa Dell. DM jest bardziej gamingowy, a Dell ma więcej znaczeń. Korzystam z obu, obecnie głównie z tego drugiego i jestem zadowolony. Pierwszy prędzej pasuje do grania, a drugi może mieć związki ze studiami, chociaż nie jeżdżę na studia z komputerem. Wszystko mam w telefonie albo w zeszytach czy też na Dyskach Google.
5 - 10 lutego
Po raz pierwszy w życiu pojechałem bezpośrednio do Krakowa, a miałem wtedy 17-18 lat. Toż to grzech narodowy - tyle lat i do Krakowa nie pojechać wcześniej, tylko tranzytem w drodze do Poronina i Zakopanego xD
Nocowałem w hotelu Centrum, powered by Novotel, nad samą Wisłą. Nie obyło się bez zwiedzenia Wawelu, Starego Miasta, słuchania Hejnału Mariackiego - w samo południe. Byłem również na Kazimierzu, legendarnej żydowskiej dzielnicy. Bardzo lubię Bliski Wschód i kulturę Żydów. W dobie trwającego w Strefie Gazy ludobójstwa na palestyńskich Arabach podobają mi się obie kultury - zarówno judejska, jak i arabska. Nie, to że nazwałem wydarzenia w Gazie ludobójstwem, nie oznacza, że jestem antysemitą. Mam szacunek i do Arabów, i do Żydów, jak człowiek. Żydzi to naród, który nie ma psychiki zrytej - w przeciwieństwie do Rosjan - umieją powiedzieć nie jeszcze bardziej niż naród znad Wołgi i Donu, który w max. 80% popiera mordowanie ludzi nad Dnieprem. To okropne, że premierem Izraela jest tak podły człowiek jak Netanjahu. Nie jestem ani za wymazaniem Izraela, ani Palestyny, z map świata. Potrzebny jest dialog żydowsko-arabski. Winę za to wszystko ponosi i zbrodniarz wojenny Netanjahu, i terroryści z Hamasu, a najbardziej na tym cierpią Palestyńczycy. Odstawiając politykę i wojny na bok: Kazimierz ma swój urok. Po raz pierwszy w życiu byłem w synagodze. Oprócz tutejszych Żydów ze sztetla nie brakowało też przyjezdnych, chociażby z USA czy samego Izraela i Europy. Nawet sobie kupiłem myckę, jarmułeczkę.
Na kazimierskim placu Nowym znajduje się legendarny Okrąglak, pawilon handlowy będący jedną z wizytówek tejże dzielnicy. Odwiedziłem znany z rolek na Mecie i TikToku lokal Petarda u Aliego, prowadzony przez sympatycznego egipskiego Araba. Dopiero później uświadomiłem sobie, że Ali Pomagali jest bardzo popularny dzięki Internetowi!
Odwiedziłem kopalnię soli w Wieliczce, istną legendę Małopolski i południa Polski ogółem. Wywarła na mnie duże wrażenie ze swoją burzliwą, wiekopomną historią i estetycznym wykończeniem, łącząc nowoczesność z tradycyjnością.
Byłem również w Oświęcimiu. Jadąc z samego rana busem w otoczeniu anglojęzycznych turystów, przez Alwernię i Libiąż, nie mogłem napatrzeć się na widoki krakowskich ziem. Gdyby to było przed 1998 rokiem, jechałbym przez trzy województwa - krakowskie, katowickie (!) i bielskie. Tak, dzisiejszy powiat chrzanowski, w którym są te 2 ww. miasta, był kiedyś w województwie katowickim. Oświęcim natomiast w bielskim. Samo miasto nad Wisłą i Sołą prezentuje się całkiem ładnie. Blokowiska, domki, sklepy, zakłady pracy, kominy, przemysł, tory kolejowe, a do tego kolorowy piękny dworzec PKP. Cel podróży - muzeum KL Auschwitz-Birkenau na Brzezince. Nie brakowało turystów z zagranicy, również z Izraela, co mnie absolutnie nie dziwi. Pomyśleć, że człowiek zgotował taki piekielny los bliźniemu, taką kaźń... Będąc zarówno w muzeum Birkenau, jak i na właściwym Auschwitz, nie wywarło to na mnie tak drastycznego wrażenia jak Stutthof, co nie zmienia faktu, że obozy w Oświęcimiu są warte uwagi.
Jako ciekawostkę dodam, że w mojej rodzinie były osoby więzione w obozach koncentracyjnych. Brat mojego pradziadka, który działał w Gryfie Pomorskim w Kowalewie Pom., po zdradzie dokonanej przez jednego z członków w 1942 trafił do KL Stutthof, gdzie robił za tłumacza języka niemieckiego i przeżył, wychodząc po trzech latach. Moja prababcia prawdopodobnie siedziała w obozie koncentracyjnym we Francji, a jej mąż na Majdanku. KL Auschwitz oraz KL Auschwitz-Birkenau takiego dużego wrażenia na mnie nie wywarły, jednak jestem potomkiem osób prześladowanych przez nazistowski reżim - mój drugi pradziadek i prapradziadek zostali zamordowani o świcie przez SS-Jagdkommando w powiecie Działdowo za odmowę podpisania volkslisty.
24 lutego
Spotkałem się z moim dalszym przyjacielem - Chaowatym, który przyjechał do AmberExpo w Gdańsku na RemCon. Co prawda, klimaty cosplayu etc. mnie jakoś nie interesują zbytnio, jednak bardzo zainteresowała mnie strefa retro gier. Razem graliśmy na różnych konsolach, chociażby PlayStation z lat 90. czy Nintendo 64 - jedną z moich ulubionych konsol Nintendo w historii ;)
7 kwietnia
W Polsce odbyły się wybory samorządowe. Moje miasto miało istną bitwę - do walki o fotel prezydenta Gdyni zabrali się urzędujący prezydent Wojciech Szczurek z Samorządności, radny PiS Marek Dudziński, liderka gdyńskiego Strajku Kobiet Aleksandra Kosiorek z ruchu miejskiego Gdyński Dialog, związany z Konfederacją nacjonalista Przemysław Olczyk oraz radny KO Tadeusz Szemiot. Rywalizacja Aleksandry Kosiorek i Tadeusza Szemiota była istnie duża, ten duet był do siebie podobny w wielu kwestiach, więc żartobliwie nazywałem drugą turę wyborów wyborem między dżumą a cholerą.
Jeszcze nie miałem praw wyborczych, ale osobiście popierałem Tadeusza Szemiota jako działacz młodzieżówki związanej z Platformą Obywatelską. Wspierałem jego kampanię na Pustkach Cisowskich - Demptowie. Aleksandra Kosiorek też była dla mnie dobrą kandydatką, ale nie podobał mi się radykalizm (???) społeczności Gdyńskiego Dialogu, która potrafiła - moim zdaniem - w niektórych miejscach nadmiernie krytykować decyzje Wojciecha Szczurka i komitetu Samorządność. Tak się nie powinno robić w polityce. Niemniej jednak pani Kosiorek to też ciekawa kandydatka, druga Cegielska. Wykształcenia też w porządku - wyższe, pan Szemiot jest ekonomistą, a pani Kosiorek prawniczką. W tej sytuacji postawiłem na ekonomistę, który uratowałby miasto z długów, które pan Szczurek pozostawił, a mało ich nie jest. Sam Tadeusz Szemiot sprawuje funkcję radnego miasta od 2006 roku. Dlatego głosowałem na kandydata tzw. KORMiL-u. Oznacza to, że Koalicja Obywatelska zawarła sojusz z ruchami miejskimi pokroju Bryza i Lewicą. Szkoda, że nie udało się wcześniej zawrzeć jeszcze koalicji z Gdyńskim Dialogiem, ale woleli być bezpartyjni, co rozumiem. Wiele osób głosowało w II turze na A. Kosiorek, żeby uzupełnić bukiet włodarstwa w Trójmieście kobietami - jak w Gdańsku Dulkiewicz, w Sopocie Czarzyńska-Jachim, to czemu i nie kobieta w Gdyni? Nie widzę problemu, jeżeli ktoś tak głosował - najważniejsze, żeby nie argumentować tego tym, że nie będę głosować na X, bo jest tej, tamtej płci. Takich argumentacji raczej było baaaardzo mało, więc super. Bardzo dobrze obserwowałem kampanię wyborczą, nawet oglądałem debatę kandydatów w TVP3 Gdańsk.
Tadeusz Szemiot prawie wygrał, stosunek poparcia w zaokrągleniu wynosił 3 : 2, z przewagą Aleksandry Kosiorek (60 : 40, nieco dokładniej 62 : 38). W wyborach do Rady Miasta również poparłem osobę z KORMiL, a dokładniej Mariolę Śrubarczyk-Cichowską. Obserwując jej działalność od kilku lat, przywiązanie do rewirów Chylonia-Cisowa-Pustki-Demptowo, jej starania ws. nawierzchni na dziurawych uliczkach Cisowej, liczną działalność w terenie, dlaczego nie? Funkcja radnego, radnej, nie polega jedynie na siedzeniu na przysłowiowych czterech literach w radzie. Ja nie głosuję nigdy według partii, komitetów, tylko według osoby, jej charakteru i dokonań. Mariola Śrubarczyk-Cichowska uzyskała reelekcję.
Nie brakowało też ciekawych pozycji poza listą KO - na liście Gdyńskiego Dialogu moją uwagę przykuły kandydatury Aliny Trzebiatowskiej, harcerki, ekologicznej aktywistki swego czasu nawet drużynowej mojej młodszej siostry! czy Emilii Rogały, przewodniczącej rady dzielnicy na Pustkach. Pierwsza kandydatka, niestety, nie dostała się do rady, ale druga tak - miała ogromne poparcie w mojej dzielnicy. Nawet na liście komitetu Prawica i Społecznicy (sojusz Prawa i Sprawiedliwości z częścią Konfederacji oraz środowiskami gdyńskiej prawicy ogółem) moją również pozytywną uwagę wzbudziła kandydatura Beaty Horały. Pani Horała. Tak, żona ministra. Osobiście jestem zwolennikiem CPK, ale w nieco innej formie niż projekty PiS i PO, tak, aby też nie wyganiać ludzi z domostw. Jestem żołnierzem Tuska, ale nie oceniam ludzi po partiach, a po całokształcie. Nie był to nepotyzm - panią Beatę znam od kilkunastu lat, uczyła swego czasu języka angielskiego w mojej szkole podstawowej, a gdy znaleźliśmy się na Twitterze, to widziałem jej dosłownie polityczno-społeczno-historyczne zainteresowania i cieszę się, że jako nauczycielka umiała oddzielać politykę od nauczania angielskiego. Proszę, nie miejcie do mnie pretensji, po prostu trzeba myśleć ponad podziałami, a nie patrzeć ślepo na barwy politycznych rywali, bo to nieprzystojne. Jeżeli ktoś jest spokrewniony z jakimś politykiem i startuje w wyborach - ma do tego pełne prawo, pod warunkiem, że ma prawdziwą smykałkę i nie startuje tak naprawdę po to, aby obsadzić się w jakiejś spółce etc. W parlamencie zasiadają posłowie PO z podwarszawskiego Błonia będący małżeństwem i co? Nikt nie krzyczy! Wiem, może to być z lekka niewygodne dla niektórych, ale cóż - prawda czasem boli...
Jeżeli chodzi o wybory wojewódzkie, do sejmiku - poparłem dwóch kandydatów. Pierwszym faworytem był Marcin Skwierawski, pełen różnorodnych, ciekawych, otwartych inicjatyw wiceprezydent Sopotu z Koalicji Obywatelskiej, lider listy w moim okręgu, który uzyskał mandat. Drugim zaś był Marek Rutka, do niedawna poseł Lewicy, nauczyciel akademicki, członek Rady Mediów Narodowych, miłośnik polskiej motoryzacji. Szkoda, że SLD nie dostało się do sejmiku, bo mają też ciekawe pomysły i sporo ich łączy z PO, wbrew podziałom. Pół biedy, bo Lewica znalazła się w radzie miasta Gdyni, ale i tak później Monika Strzałkowska opuściła Nową Lewicę... Niestety, swego czasu w 2023 roku dostałem reprymendę od pewnej osoby nie powiem, kogo za to, że udostępniałem kandydatury działaczy Lewicy i Trzeciej Drogi do parlamentu, ponieważ rzekomo musiałem popierać jedynie kandydatów Koalicji Obywatelskiej. Było to sprzeczne z moim sumieniem, ale trudno. Suma sumarum, te wybory regionalnego szczebla ogólnie były ciekawe, i to bardzo.
26 kwietnia
Ostatni dzień, ostatnia noc - jak to śpiewał chłop z Mazur w jednej ze swoich piosenek disco polo. Zakończenie liceum. Przez cztery lata uczęszczałem do XIV Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Gdyni. Byłem uczniem klasy humanistycznej, w 2023/24 IVb. W tej szkole, jak i klasie, poznałem sporo ciekawych ludzi, zawarłem nowe przyjaźnie, które też trwają nawet do dzisiaj, rozwijałem swoje pasje i zainteresowania, zdobywałem wiedzę, poznawałem siebie, rozwinąłem swoje poczucie humoru i dystans.
Miałem wspaniałą wychowawczynię z mojej dzielnicy, była dla mnie jak druga matka. Klasa była wspaniałym towarzystwem, byliśmy świetnie zintegrowani, razem wesoło spędzaliśmy czas, wspieraliśmy się wzajemnie, radowaliśmy się. Było dosyć różnorodnie - ludzie z różnych dzielnic Gdyni, ale też powiatów wejherowskiego, kartuskiego czy puckiego. Ludzie z Pustek i Demptowa stanowili ok. 12% populacji klasy, przy czym najwyższą liczbą osób w klasie w ciągu tych 4 lat była liczba 34.
Jako żarliwy humanista miałem świetną okazję do rozwoju swoich kulturalnych umiejętności. W wieku 8 lat występowałem jako aktor na deskach Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni, gdzie zasłynąłem z roli tytułowego bohatera Ballady o uprzejmym rycerzu, mam też pewnego rodzaju zainteresowanie polskim dubbingiem, więc dlaczego nie? W drugiej klasie wystąpiłem w roli legionisty w przedstawieniu na Dzień Niepodległości, chociażby czytając wzruszający list od córeczki, boleśnie tęskniącej za swoim ukochanym tatą. W pierwszej klasie wraz z jednym psiapsielem byłem w kółku artystycznym, teatralnym, ale COVID-19 przyczynił się do jego rozpadu i sporo osób odeszło, a mieliśmy chociażby wizję spektaklu o Shreku...
Brałem udział w ww. Konkursie Wiedzy o Gdyni, a także udzielałem się w aktywizmie na rzecz szkolnej społeczności. W 2021 roku zostałem wybrany do lokalnego Samorządu Uczniowskiego, uzyskując najwięcej głosów. Z poparciem 41,5%, uzyskując 137 głosów, najwięcej w wyborach - zostałem przewodniczącym. Ubiegałem się również o reelekcję, otrzymując 149 głosów, czyli 54,4% poparcia. Przez te dwa lata samorządowania czułem się świetnie. Miałem wspaniałych ludzi w naszym samorządzie przez te dwie kadencje, byłem otwarty na wszelkie pomysły, wyciągałem dłoń do każdej potrzeby w miarę możliwości, opracowywałem razem z innymi nowe strategie. Organizowałem zbiórki charytatywne, na rzecz chociażby uchodźców z Ukrainy czy ocalonych z trzęsienia ziemi w Turcji. Uświadamiałem szkolną społeczność tak, aby z każdym dniem była coraz bardziej inkluzywna.
Kiedy w 2022 roku przystąpiłem do stowarzyszenia Nowa Generacja, miało to pewien wpływ na moją działalność w samorządzie, ale poniekąd oddzielałem politykę Polski od działań samorządu uczniowskiego. Nigdy nie ideologizowałem partyjnie szkoły i samorządu. Nigdy nie odbierałem człowieczeństwa nikomu. Wiecie, chodzi mi o zbijanie kapitału politycznego na działalności szkolnej ogółem. Owszem, były działania, gdzie łączyłem to z moim aktywizmem politycznym (świetnym przykładem jest tutaj petycja ws. przywrócenia linii autobusowej W wiosną 2023 roku), ale mogę sam przyznać, że oddzielałem to. Wpieprzanie polityki na siłę nie wróży niczego dobrego.
Żyłem godnie, spokojnie, bez żadnych konfliktów, pełen radości. Nie miałem z nikim na pieńku - podobnie jak w szkole podstawowej. Mogłem cały czas spać spokojnie. Dobrze jest być w takiej rozrywkowej placówce edukacyjnej, bez jakichś strachów, sporów, pretensji i kłopotów. Problemów wychowawczych nie sprawiałem również nikomu, powiem tak nieskromnie. Po prostu jestem szczęśliwy :)
Można powiedzieć, że tego dnia zaczęły się najdłuższe wakacje w życiu. Najpewniej najdłuższe, kto wie? No, nie licząc już egzaminów maturalnych.
7 - 21 maja
Wielki czas. Miałem do czynienia z egzaminem dojrzałości. Wierzcie mi lub nie, ale kompletnie się nie stresowałem maturą. Well... suspicious, isn't it? Halo, policja? Proszę przyjechać na ulicę Wejherowską 55 w Gdyni-Chyloni!
Zdawałem następujące egzaminy: podstawy z polskiego, matematyki, angielskiego, rozszerzenia z angielskiego, rosyjskiego, polskiego i hiszpańskiego, a także ustne egzaminy z języków angielskiego i polskiego. Przez cztery lata, będąc uczniem klasy humanistycznej i sekcji lingwistycznej, rozszerzałem języki: angielski (obligatoryjnie) i hiszpański. Rosyjski wziąłem sobie z racji na to, że znam ten język od 5. roku życia dzięki prywatnej nauce i też samodzielnej pracy w przeszłości, a także ówczesnym okresie. Miałem dylemat nad językiem hiszpańskim, ale wziąłem sobie cztery rozszerzenia po to, aby mieć większy wybór kierunków na poszczególnych uczelniach. Stąd też wybrałem rozszerzony egzamin z języka polskiego. Wierzcie mi lub nie, ale dzięki szlifowaniu moich umiejętności pisania rozprawek na poziomie rozszerzonym z j. polskiego zrodziła mi się wena na nowy content w na YouTube, tzn. na recenzje filmów :)
25 maja
Zrealizowałem swoje marzenie. Pojechałem na moją pierwszą Paradę Równości w Trójmieście. Ulicami Gdańska przeszedł tęczowy, kolorowy marsz pełen radości w rytmach wesołej muzyki. Słodko przywitaliśmy kontrmanifestantów ze środowisk pro-life, którzy trzymali transparenty ze zdjęciami martwych płodów. Na marszu były obecne wszystkie 3 prezydentki Trójmiasta, ministra równości Katarzyna Kotula czy radna i psycholożka Paulina Filipowicz z mojej młodzieżówki. Było tak upalnie, że ja dziękuję..
Po imprezie udaliśmy się do 100czni na after party, gdzie odbył się panel dyskusyjny. Podpisałem się też pod projektem aktywistek ze Wschodu Same to ogarniemy.
Niestety, w okolicach Podwala Grodzkiego napotkałem pseudokibica Lechii Gdańsk w biało-zielonej koszulce w pasy, który wymawiał queerfobiczny i kibolski bełkot. Wolałem nie wyprzedzać faceta i się nieco chowałem, oddalałem, dziękuję uprzejmie pomorskiej policji za natychmiastową reakcję.
9 czerwca
Wybory do Parlamentu Europejskiego. Zawiodłem się na frekwencji, i to bardzo. Prawa wyborcze uzyskałem dopiero 3 miesiące później, ale popierałem dwóch kandydatów: Marka Rutkę z Lewicy i Magdalenę Adamowicz z Koalicji Obywatelskiej. Osiągnięcia pierwszego polityka przedstawiłem wyżej, niestety, tutaj również się nie dostał. Samej Lewicy poszło gorzej niż w wyborach samorządowych w całej Polsce.
Magdalena Adamowicz natomiast jest osobą wszechstronną, prawniczką specjalizującą się w prawach: morskim, transportowym, ale również w ubezpieczeniach morskich i gospodarczych, z wielką wiedzą o Polsce, Europie, świecie i Pomorzu, które reprezentuje, podkreślająca różnorodność regionu i jego mozaiczną historię. Dobrze wie, jak zwalczać mowę nienawiści. Jej mąż Paweł, wspaniały prezydent Gdańska, który został zamordowany, a trauma do dzisiaj pozostała... byłby dzisiaj bardzo dumny z żony. Jeżeli już mam oddać głos na jedną osobę, to na Magdalenę Adamowicz. Pana Rutki kandydatura też była słuszna.
11 - 26 czerwca
Pojechałem na lekko ponad 2 tygodnie do Hiszpanii, a dokładniej na Teneryfę na Wyspach Kanaryjskich. Leciałem z Gdańska-Rębiechowa na lotnisko południowe. Tak, na Teneryfie są dwa lotniska - północne obsługujące loty szczebla krajowego, a także południowe o znaczeniu międzynarodowym.
Mieszkałem w miejscowości Los Cristianos. Przez pół pobytu był też i mój chrzestny z hiszpańskiej Polonii, który przyjechał tu z samiuśkiej Andaluzji. Teneryfa przypominała mi nieco Krym, ale cieplejszy i bardziej egzotyczny. Było tak gorąco, że nawet mi plecy wypaliło i musiałem pływać w niebieskim kostiumie sportowym :p
Moja miejscowość miała bardzo ładny deptak nad Oceanem Atlantyckim, a wzdłuż niego mnóstwo sklepów, barów, restauracji i kramów. Byli też czarnoskórzy handlarze, głównie z Maroka, którzy nie byli natrętni, jednak znalazło się paru takich, którzy wchodzili na majdany restauracji, chodząc po ludziach, co nie było takie fajne, ale i tak lepsze niż handlarze w Egipcie, którzy wręcz wciskają towar na siłę.
Objechałem prawie 3/4 wyspy - byłem w stołecznym Santa Cruz de Tenerife, słynnym Loro Parku i siostrzanym Siam Parku, Los Gigantes, pływałem na nowoczesnej łodzi motorowej na Atlantyku, po raz pierwszy kąpałem się w oceanie, byłem również w Parku Narodowym Teide pośrodku wyspy - na słynnym wulkanie. Widoki są przepiękne i malownicze!
Nie brakowało polskich smaczków. Oprócz restauracji, w której pracowali emigranci z Rumunii, którzy dawali radosny vibe Bałkanów z domieszką polskiego klimatu - szef mówił, że ma żonę z Polski - było nieco turystów z Polski, ale przeważali mocno turyści z UK i Włoch. W Santa Cruz de Tenerife jest lodziarnia, w której można dogadać się po polsku... z polskim emigrantem, jeżeli dobrze pamiętam.
29 czerwca
Udałem się na wspaniałą imprezę rodzinną, wraz z rodzicami, młodszą siostrą, dziadkiem i jego dobrym przyjacielem z Lidzbarka, który również od lat mieszka w Gdyni. W siedmiotysięcznym miasteczku na końcu województwa warmińsko-mazurskiego, Lidzbarku - nad potokiem Wel, w powiecie działdowskim, na historycznym Pomorzu, odbył się zjazd rodziny Czajkowskich. Tradycja zjazdów zrodziła się w 1979 roku z inicjatywy śp. Witolda Czajkowskiego (1916-2009) z Torunia, mistrza krawieckiego, weterana Armii Krajowej i obrońcy Modlina. Z czasem tradycja była kontynuowana przez młodsze pokolenia.
13 listopada 1944 roku o świcie 4 km od Lidzbarka kilku Ukraińców służących w SS-Jagdkommando zamordowało kilka osób w lesie we wsi Bełk za to, że odmówili podpisania volkslisty, w odwecie za postrzelenie przez polskich partyzantów telegrafistki. Zabito sześciu mieszkańców podlidzbarskiej wsi: mojego prapradziadka Ignacego (1876), jego synów (mojego pradziadka) Ignacego (1904) i Zygmunta (1906), córkę Stefanię (1922), a także dwóch gospodarzy z sąsiedztwa - Władysława Kawkę (1898) i Ignacego Romanowskiego (1902). Potomkowie ofiar tych rodzin żyją do dzisiaj.
Na początku zjazdu spotkaliśmy się w lesie w Bełku pod pomnikiem, w miejscu zbrodni. Mój dziadek stracił w niej ojca, mając niespełna 9 lat. Najmłodszy świadek zbrodni, jego śp. brat Stefan Czajkowski miał zaledwie 2 lata! Odbyła się przemowa ku pamięci pomordowanych, z przybliżeniem rysu historycznego wydarzeń, z minutą ciszy, a także oddaniem hołdu ofiarom zbrodni. Później śpiewaliśmy pieśni patriotyczne.
Następnie udaliśmy się do Lidzbarka, odwiedzając cmentarz miejski przy ul. Jeleńskiej. Duży, z szerokimi alejkami, mieszcząc wiele grobów. Na samej górze są nawet stare groby rodu Mieczkowskich, gospodarzy wsi Cibórz, gdzie mój dziadek uczęszczał z rodzeństwem do nieistniejącej już szkoły podstawowej. Nie obyło się bez wizyty na grobie pomordowanych 13 listopada 1944 roku. Wraz z ofiarami z rodziny Czajkowskich pochowani są: Marianna (1882-1943), żona Ignacego seniora, zmarły na gruźlicę Bernard (1914-49), a także brat mojego dziadka Stefan (1942-97), który w chwili tego morderstwa miał zaledwie 2 lata!
Później byliśmy w restauracji należącej do pensjonatu Ambrowil zjedliśmy obiad, również nie było się bez czytania wierszy i śpiewania. Dostałem swego czasu prośbę od mojej chrzestnej z Niemiec, abym przygotował teksty piosenek patriotycznych, m. in. Boże, coś Polskę czy Rozszumiały się wierzby płaczące, co uczyniłem. Nie było muzyki w tle, to potem zacząłem śpiewać. Dalsze ciotki z Działdowszczyzny już zaczęły chóralnie - w śpiewie ze mną - miło mi.
Na zjeździe nie brakowało członków mojej rodziny z m. in. Lidzbarka, Działdowa, Nidzicy, Trójmiasta, Bydgoszczy, Torunia, Lublina, Warszawy czy Niemiec. Potomkowie przedwojennego radnego powiatu brodnickiego, wójta nadleśnictwa Lidzbark, sołtysa Bełku, właściciela majątku Czajewo Ignacego Czajkowskiego - seniora są rozsiani po całej Polsce: w Trójmieście, Warszawie, Poznaniu, Toruniu, Bydgoszczy, Świnoujściu, Lublinie, Słupsku, Koszalinie, Olsztynie, Działdowie, Lidzbarku Welskim, Nidzicy, Brodnicy, Wąbrzeźnie, Golubiu-Dobrzyniu, Lęborku, Kościerzynie, ale także za granicą, m. in. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Obecnie większość tejże rodziny jest w diasporze, poza Bełkiem i powiatem działdowskim. Wśród znanych członków rodziny warto wymienić dr hab. Magdalenę Mateję, medioznawczynię z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, reżysera filmowego i działacza opozycji antykomunistycznej Bogdana Czajkowskiego czy wokalistkę Joannę Czajkowską.
Przed zjazdem pojechaliśmy do innej wsi w gm. Lidzbark, a dokładniej do Kiełpin, skąd pochodziła moja śp. babcia. Odwiedziliśmy cmentarz parafialny w jej rodzinnej wsi, gdzie są pochowani jej rodzice, brat ze swoją żoną i córką. Mój pradziadek Jan Piórkowski (1903-81) podczas II WŚ służył przymusowo w Wehrmachcie, a po wojnie był komendantem OSP Kiełpiny, który miał wielki autorytet w rodzinnej wsi.
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Pasłęka - miasta, z którego wywodzi się część mojej rodziny. To już Ziemie Odzyskane. Mój dziadek nigdy nie był w Pasłęku, to mu pokazaliśmy nieco miasta w ciepły letni wieczór. Zjedliśmy również w Złotych Łukach - zjeżdżając z S7 na węźle południowym, za rondem, ulica Bohaterów Westerplatte. Pasłęk i Lidzbark są super, ale home sweet home, jak to mówią Amerykanie.
Powiat działdowski, do którego od 1932 roku należy Lidzbark dawniej w brodnickim, ma ciekawą historię. Powstał w 1920 roku w Polsce po przyłączeniu do niej zachodniej części powiatu nidzickiego z Działdowem z przyczyn gospodarczych. Przez Działdowo przebiegała linia kolejowa z Gdańska do Warszawy, natomiast Nidzica - zwana Niborkiem, Neidenburgiem - pozostała w Niemczech. Powiat działdowski oraz kilka wsi w okolicach Lubawy były jedynymi polskimi terenami Mazur. Z czasem do tego mazurskiego powiatu przyłączono miejscowości na Pomorzu, na ziemi chełmińskiej, a dokładniej lubawskiej - Kiełpiny, Lidzbark, Rybno. Po II wojnie światowej, gdy odciążano powiaty z nadmiaru gmin, przyłączono również miejscowości na południe od Wkry oraz Mławkę Mazowsze, wcześniej w tzw. Kongresówce, a także wsie takie jak Ruszkowo, położone na Ziemiach Odzyskanych - dawniej w niemieckim powiecie ostródzkim. Wszystko to tworzy mozaikę regionów historycznych na Działdowszczyźnie: Mazury, Pomorze, Mazowsze. Większość powiatu to tzw. ziemie dawne, ale też południowo-wschodnia część jest na ziemiach przyłączonych do Rzeczpospolitej w 1945. Powiat działdowski pierwotnie należał do województwa pomorskiego, następnie warszawskiego, olsztyńskiego i ciechanowskiego, by znaleźć się obecnie w warmińsko-mazurskim.
Podobnie jak i powiat działdowski, mam też w sobie mozaikę różnych okolic. Moja mama urodziła się na Ziemiach Odzyskanych, a tata na tzw. dawnych. Pozostali przodkowie po mieczu wywodzą się z ziemi lubawskiej, z okolic Lidzbarka, zaś po kądzieli - dosyć zmieszane, co jest przeważnie oczywiste na poniemieckich ziemiach, które przyznano nam w 1945 roku. W 43,75% jestem Pomorzaninem, w 25% Mazowszaninem, 18,75% Polesianinem północ woj. lubelskiego, a pozostałe 12,5% to pochodzenie niepolskie. Miałem pradziadka będącego w połowie Ukraińcem wysiedlonym do woj. olsztyńskiego w ramach ubeckiej operacji Wisła, a także praprababcię będącą mazurską Niemką z Łukty. Taka oto ciekawostka o moim pochodzeniu - jest i powód do dumy :D
9 lipca
Wielka radość. Otrzymałem wyniki egzaminów maturalnych. Jednym słowem - imponująco, co potwierdziła pani dyrektor, gdy byłem u niej po odbiór świadectwa dojrzałości. Najciekawsze jest to, że zdałem maturę ustną z języka polskiego na 100% WTF, co nie jest takie łatwe. Wystarczyło czytanie i niekiedy scrollowanie książki w PDF, którą kiedyś kupiłem, była to e-książka z opracowaniem pytań na ten egzamin, wszystko - rzecz jasna - legalnie. Ba, zdałem rozszerzenie z polskiego na 86 procent, a przez cztery lata byłem na podstawie. To nie jest takie łatwe - pisząc rozprawkę, trzeba mocno się trzymać zasad i kontekstów, bo można łatwo spaść w dół.
10 lipca
Smutny dzień dla Pustek Cisowskich. Zmarł Dorian Łakomski, zawodnik PZG Pustki Cisowskie, orlikowego klubu piłkarskiego. Utopił się w Jeziorze Tuchomskim, oddając życie za tonącą koleżankę. Został pochowany na cmentarzu w Pierwoszynie. Chłopak był o 2 lata młodszy ode mnie...
12-14 lipca
![]() |
fot. Ministerstwo Edukacji i Nauki |
Wielka wyprawa do Kielc. Jako członek stowarzyszenia Nowa Generacja w Gdyni udałem się w delegację na Radę Krajową, czyli ogólnokrajowe zebranie organizacyjne aktywistów z całej Polski.
Zanim udałem się na świętokrzyskie ziemie, byłem w Warszawie, gdzie nasza młodzieżówka gościła w Ministerstwie Edukacji i Nauki. Zostaliśmy oprowadzeni po budynku przez samą ministrę Barbarę Nowacką. Potem natomiast poszliśmy do pobliskiego MEiN-owego baru mlecznego, by później zwiedzić Mauzoleum Walki i Męczeństwa, które wywarło na mnie większe wrażenie, większą presję niż obóz Auschwitz-Birkenau. Były tam wręcz przerażające zadrapania na ścianach z czasów II wojny światowej, straszne efekty dźwiękowe tortur, krzyku, bólu. Po tym wszystkim udaliśmy się do Sejmu i Senatu RP. Niestety, nie mogliśmy wejść na salę obrad, ponieważ weszliśmy do parlamentu w trakcie posiedzenia. Mogliśmy za to zwiedzić salę posiedzeń Senatu. Spotkałem chociażby Jerzego Wcisłę, Małgorzatę Kidawę-Błońską i Rafała Grupińskiego z KO czy chociażby Magdalenę Biejat z Lewicy.
Warszawa w lecie wygląda nieironicznie ciekawie i przepięknie. Było wielu emigrantów, na samym Dworcu Centralnym i w jego okolicach widziałem emigrantów z krajów takich jak Wietnam, Indie, Bangladesz czy Uzbekistan. Nie wiem, jak Wam, ale mi jest łatwo ich całkiem rozróżnić. Wietnamczyków poznaję z reguły po oczach, a Bengalczycy są nieco ciemniejsi od Hindusów, natomiast Uzbecy przypominają Indian, a mówiąc bezpieczniej - Pierwszych Amerykanów. Trochę tacy południowcy, trochę Azjaci. Osobiście podoba mi się taka różnorodność świata i uważam, że w Polsce powinno być tego więcej ;)
Droga z Warszawy do Kielc to apokalipsa. Nie, nie dlatego, że trasa wiedzie przez sam Radom. Po prostu nie było miejsc siedzących, istne tłumy, chociaż przetrwałem. Wysiadając w Kielcach Głównych, byłem w szoku, że taki dworzec w mieście wojewódzkim wygląda tak zacofanie... really? Mieliśmy hotel bardzo blisko dworca, Grand Hotel Kielce. A za rogiem pełno ukraińskich marketów - w Kielcach jest, z tego, co mi wiadomo, duży odsetek Ukraińców, na bank największy w świętokrzyskim <3 czyżby Kielce były Wrocławiem dawnej Kongresówki? :D
Na naszej Radzie Krajowej byli też samorządowcy tacy jak prezydentka Kielc Agata Wojda Wzięliśmy również udział w kieleckim Marszu Równości, gdzie również była m. in. Marzena Okła-Drewnowicz czy Andrzej Szejna z Nowej Lewicy. Wbrew temu, co mówią politycy PiS czy Konfederacji, jest kolorowo i wesoło. Był to mój drugi Marsz Równości w życiu. Zawsze popierałem postulaty tęczowych sióstr i braci. Była kontrmanifestacja antyaborcyjnych działaczy Konfederacji Korony Polskiej z oddziału świętokrzyskiego. Razem z chłopakami na spokojnie przeprowadziliśmy dyskusję z tymi fanatykami, wymieniając otwarcie kontrargumenty na to, co było napisane na ich transparentach (np. zarzucanie osobom o orientacji homoseksualnej pedofilii, czyli suma sumarum istna głupota).
Był taki dzień, gdzie czułem się istnie zestresowany. Może mnie ta sprawa osobiście nie dotyczy, ale przeżywałem głosowanie ws. częściowej depenalizacji za pomoc w aborcji. Nie chciałbym, aby moja żona, córka, dziewczyna czy jakakolwiek kobieta musiała cierpieć przy porodzie, a potem - nie daj Boże - umierać, żeby żadna osoba nie trafiała do więzienia za pomaganie kobietom w aborcjach. Na szczęście, mój stres ustabilizowała wizyta Medżylisu Tatarów Krymskich w Sejmie RP, ponieważ parlament uznał deportację tego narodu z Ukrainy w 1944 roku za stalinowskie ludobójstwo. Sprzeciwiła się jedynie Konfederacja, która bez żadnego namysłu i pojęcia straszyła hasłami związanymi z ludobójstwem w Galicji Wschodniej i na Wołyniu. Bardzo lubię Krym oraz ichniejszych autochtonów, którzy przypominają mi Kaszubów, a ich historia jest bardzo burzliwa, swoją postawą również kształtują społeczeństwo obywatelskie i europejski, ukraiński patriotyzm.
Powrót do domu był... ciekawy. W Kielcach ostatniej nocy był istny wiatr z deszczem, lało jak na morzu, była nawet burza, po prostu p*ździło jak w Kieleckiem. Dosłownie. A było tak ciepluteńko. Pociąg jadący z Krakowa Głównego do Warszawy Centralnej miał taką sytuację, że w Jędrzejowie zawaliła się trakcja, co przyczyniło się do utrudnień w ruchu, musieliśmy czekać dłużej i przez to otrzymaliśmy od konduktora dokumenty uprawniające nas do podróżowania późniejszym pociągiem Warszawa-Gdynia w związku z opóźnieniem pociągu na stacji Kielce Główne.
Protip dotyczący warszawskiego ZTMu: unikajcie noszenia plecaka pełnymi plecami. Wiem, że nie powinno się nosić na całych plecach plecaków w autobusach, wiem, wiem. W ZKM Gdynia czy naszym SKM nikt problemu o to nie robi jakoś (WTF!??!?!? :OOO), ale w ZTM Warszawa można sprowokować kogoś do użycia tego oto słówka i nawet przepraszam może nie wystarczyć na takiego warszawiaka:
Q R V A !
22 lipca
Jestes na liscie osob przyjetych na kierunek Lingwistyka stosowana I st.
5 sierpnia
Przebywając w gminie Krokowa na domku letniskowym, odwiedziłem wspaniałe muzeum przy trasie Puck-Słupsk. W Kłaninie, powiat Puck, znajduje się XVII-wieczny pałac, który pierwotnie należał do rodu Kłanickich, a w latach 1838-1945 ostatnim rodem byli von Grassowie, krewni znanego pisarza Guentera Grassa. Gościło w nim nieco znanych osobistości polskiej kultury, m. in. Tadeusz Drozda. Architektura, eklektyka pałacyku wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. W takim czymś to mógłbym nawet i zamieszkać!
Obok mieści się Muzeum Pancerne. Jest ono dosyć młodą placówką, ponieważ muzeum wojskowości w Kłaninie otwarto w 2022. W jego zbiorach znajduje się liczny sprzęt wojskowy - pojazdy i uzbrojenie, ale również mundury czy pozostałości po żołnierzach polskich, amerykańskich, brytyjskich, niemieckich czy radzieckich. Nie brakowało też budynków przypominających międzywojenne gdyńskie kamienice, co mnie istnie uradowało, albowiem Gdynia to moje miasto.
Jako ciekawostkę dodam, że akcja filmu Kamerdyner toczy się w pałacu w Kłaninie. Mimo tego, zdjęcia były realizowane w okolicach Reszla na Warmii. Sama produkcja jest wyśmienita i przedstawia losy Kaszubów w latach 1900-1945, uwzględniając wątek starań kaszubskich patriotów o przyłączenie Pomorza Gdańskiego do odrodzonej Polski i uwzględnienie tego postulatu na konferencji w Paryżu, a co za tym idzie - w traktacie z Wersalu. Trzy miesiące później, w trafioną datę, bo w Dzień Niepodległości, leciało na TVP1 :)
22 - 25 sierpnia
![]() |
to nie Włochy, to Toruń! |
Jak co roku - wypad do Torunia. Tegoroczny Bella Sky Festival to była w zasadzie... powtórka z rozrywki. Nie powiem, że nudne, ale ile można powtarzać to samo?
Nie obyło się bez spotkania z sąsiadami, z którymi pojechaliśmy, a także... krewnymi ze Świnoujścia i Bydgoszczy, których spotkaliśmy na miejscu.
Jestem pasjonatem historii współczesnej, także tej polskiej, jak i historii ogółem. Nie bez powodu zwariowałem na widok pewnego pomnika. Nie dość, że zwariowałem jako pasjonat polskiej muzyki na widok pomnika legendarnego Grzegorza Ciechowskiego nie Ciachowskiego z Republiki, to jeszcze kawałek dalej, ale nieopodal, znajduje się pomnik... równie legendarnych, chociaż fikcyjnych... Kargula i Pawlaka z trylogii Samych swoich. Obok były drogowskazy z kierunkami do miejsc z filmów, nawiązując także do produkcji takich jak Rejs. Zobaczywszy Kluczbork na jednym ze wskaźników, pomyślałem pod nosem coś w deseń chyba Brzeżany! panówi repatryjanci, na sermater, jak panowie z tarnopolskiego, to i kluczborzanie również!. Dlaczego? W Kluczborku po II wojnie światowej osiedliło się wielu przesiedleńców z Brzeżan w województwie tarnopolskim, obecnie Ukraina. Sam Kluczbork na Dolnym Śląsku, w woj. opolskim, ma partnerstwo z ww. galicyjskim miastem.
Również miałem okazję przetestować MZK Toruń. A co Nikodem przeżył i co widział, link ten wszystko Wam opowie.
31 sierpnia
Wziąłem udział w spotkaniu w 44. rocznicę podpisania porozumień sierpniowych (dzień później, ale jednak) organizowanym przez Komitet Obrony Demokracji w Gdańsku-Oliwie, w Oliwskim Ratuszu Kultury. Oglądaliśmy film Robotnicy 80, dosyć zapomnianą mieszankę kroniki filmowej z dokumentem. Później przeszliśmy do prelekcji i dyskusji o tamtych wydarzeniach oraz ich związkach ze współczesnością. Nie brakowało również dawnych opozycjonistów z PRL, a w prelekcji udział brał też mój kolega z Nowej Generacji, radny dzielnicy Matarnia w Gdańsku - Marcin Marszałek.
W drodze Pustki-Chylonia-Oliwa odbyłem ciekawą rozmowę z przypadkowym współpasażerem. Więcej w tym poście na moim fanpage'u na FB.
2 - 17 września
Zaczęła się... choroba. Z grubej rury. Miałem podwójne widzenie, kręciło mi się w głowie. W nocy nie mogłem wygodnie zasnąć, czułem powoli kręcenie się w głowie, a gdy wstałem, to chodziłem, gibając się jednocześnie, miejscami jak nietrzeźwy. Trafiłem do przychodni na Pustkach i dostałem skierowanie na SOR do szpitala miejskiego w Gdyni.
Przez jedną noc leżałem tam, oczekując na wolne łóżka i transport ambulansem do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Zrobiono mi w szpitalu na pl. Kaszubskim drobne podstawowe badania, ale nie wykryto - póki co - dokładnego problemu. Na SOR-ze widziałem mrożące krew w żyłach bolączki osób bezdomnych, eskortowanych na noszach przez ratowników medycznych. Doktorzy z Gdyni mówili, że takiego wielkiego, mającego 1,91m wzrostu 17/18-latka to w życiu na pediatrii nie widzieli. Tak, na pediatrii, ponieważ 18 lat prawnie miałem od 24 września. Mimo wszystko, organizacja Szpitala Miejskiego w Gdyni to porażka... niestety. W lustrze zauważyłem, że... mam zeza w lewym oku. Na szczęście, tymczasowego.
Oczekiwanie na transport medyczny do UCK w Gdańsku-Aniołkach/Wrzeszczu się wydłużył, bo ratownicy mieli nieco ciężki dzień. Karetka przyjechała ok. 20:00. Wyjechaliśmy ze specjalnej bazy ambulansów w gdyńskim szpitalu. Jechałem na sygnale, bulaje zostały włączone na ul. 10 Lutego. Trójmiejscy kierowcy o tej porze przepuszczali, chociaż trzy pojazdy trzeba było pogonić, w tym jeden autobus ZTM Gdańsk przy Galerii Bałtyckiej.
Trafiłem na izolatkę, ponieważ tam było jedyne wolne łóżko. Szczerze, tym lepiej - lubię niekiedy nieco ciszy, pustki, a nawet samotności. Oczywiście, lubię towarzystwo, ale odrobina ciszy i pustki czasem nie zaszkodzi. Podawano mi sterydy, kroplówki, robiono mi rezonans z kontrastem, Holtera, nakłucie lędźwiowe, pobierano mi krew. Przeciętny dzień wyglądał tak, że rano się budziłem, były obchody - krótkie lub długie, przychodziła co kilka godzin pani z posiłkami, patrzyłem w okno, coś czytałem, rozmyślałem, patrzyłem na telefonie lub komputerze, słuchałem muzyki, z czasem też chodziłem po korytarzu i trenowałem równowagę, która była zaburzona przez mój stan. Warto trzymać się formy. Do południa i trochę po, tak do 13-14, było słychać okropne krzyki, czułem się psychicznie tak, jakby ktoś był mordowany. Na oddziale były malutkie dzieci, które nie są przyzwyczajone do pobierania krwi, strzykawek itp. i rozumiem ich ból. Były też dzieci chore na białaczkę w wieku 2-4 lat. Serce płacze.
Miałem świetną kadrę lekarską w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Opiekowali się mną dobrze, dawali odpowiednie leki i recepty, które działają do dzisiaj, udzielali mi porad, po prostu ułatwili mi życie. Nie groziło mi nic śmiertelnego. Było podejrzenie neuroboreliozy, było podejrzenie stwardnienia rozsianego, ale te hipotezy z czasem odrzucono. Okazało się, że jest bardzo duża szansa tego, że moje przeciwciała nagle zaczęły ni stąd, ni zowąd przyjmować, tolerować bakterie, co wiązało się z jakąś infekcją bardzo słabego kalibru. Wychodzi na to, że był to stan zapalny pnia mózgowego. Lekarze nazywali tą sytuację dosłownie ciekawym przypadkiem. Dodam też, że mam wysoki próg bólu, a nawet zimna. Prawie nigdy nie choruję, a jak już, to z grubej rury, tak jak mawiają moi rodzice.
Miejscami byłem zmęczony tym wszystkim, ale nie było źle. Z dnia na dzień mój stan się poprawiał, mój niedowład, paraliż żegnał się z moim organizmem, mogłem normalnie chodzić. Mimo tego, nosiłem sobie plaster na lewym oku, aby ułatwić stabilizację. Nie wykryto u mnie żadnych wad wzroku, po prostu miałem taki przejściowy stan, że widziałem podwójnie.
Ze szpitala wyszedłem 17 września, więc bardzo dobrze. Tydzień przed urodzinami, również ponad 2 tygodnie przed rozpoczęciem studiów - udało się. Dwa tygodnie wakacji w szpitalu :( ale cóż, obecnie już jest od bardzo długiego czasu w porządku, widzę normalnie, niedowład zniknął, mogę normalnie chodzić, zeza w lewym oku się pozbyłem. Przyjmuję antybiotyki i sterydy. W związku z tym - unikam wódki, a jak już, to w drobniutkich ilościach.
24 września
W tym dniu stałem się pełnoprawnie, nie tylko faktycznie, ale też i formalnie, osobą pełnoletnią. Ukończyłem się 24 września 2006 roku w Gdyni i jestem z tego dumny. To już 18 lat!
Rodzinne świętowanie w domu, zjedliśmy bardzo dobry sernik nowojorski stylizowany na moje urodziny, było nieco prezentów, które były bardzo pomysłowe. Nie obyło się bez alkoholu - mam zamiłowanie do wina i naleweczek <33
1 października
Rozpocząłem studia na Uniwersytecie Gdańskim, na I roku lingwistyki stosowanej. Podzielono nas na grupę niemiecką i włoską. Wybrałem przy rekrutacji włoski, ponieważ chciałem się nauczyć jakieś nowego języka i miałem dylemat, jaki, więc dlaczego nie włoski? Niemiecki znam na poziomie A2, ale nie czuję tego języka...
Grupa niemieckojęzyczna została podzielona na 3 podgrupy, a włoska na dwie. Powstały już pierwsze moje nowe przyjaźnie, zapoznałem się z nowymi kręgami, jest dosyć różnorodnie, także są osoby spoza Polski, wiedza mi szybko przychodzi do głowy, mam dosyć ciekawe przedmioty, odnajduję się w swoim żywiole. Robi się po prostu ciekawie z każdym tygodniem! <3
3 października
Rozpocząłem praktyczną naukę jazdy na kategorii B w ośrodku szkolenia kierowców TomDrive na Cisowej. Rzecz jasna, miałem wcześniej teorię. Nie było mnie na części zajęć, ponieważ trafiłem do szpitala, ale nadrobiłem to. Szanuję bardzo za to, że mam jazdy z instruktorami o bardzo dobrym podejściu do młodzieży, z wielką wiedzą i doświadczeniem. Wielu gdyńskich motocyklistów tam zdawało i też jest zadowolonych. Przykładowo znam takiego Azera, którego brat robił tam egzamin na motocykl i jest bardzo zadowolony :)
Wcześniej uczęszczałem do OSK RondoBis na naukę jazdy kat. B1, na tzw. karakany, ale zrezygnowałem. Jeździłem bardziej dla wprawy, doświadczenia, by nabyć wstępne nawyki itp. Niestety, od grudnia bywało tak, że albo mi, albo mojej instruktorce coś wypadało i tak do marca, przez dwa miesiące nie było kontaktu, aż mi podano numer do innego instruktora. Raz miałem z nim zajęcia, ale uznałem, że jeżeli zostało mi tylko kilka godzin, a jeżdżę po prostu dla doświadczenia i nie trzeba mi niczego wykupywać, to po co dalej się w to bawić?
Nie ma, na co narzekać, na kat. B jest po prostu czadowo - wykorzystuję swoje czujne oczy <3
27 października
Pojechałem sobie na Wszystkich Świętych na Powiśle, chociaż nieco wcześniej. Nieco krajoznawczo, tak jak kiedyś - przejeżdżałem berlinką na wschodniej obwodnicy Elbląga, przez małe miasteczko Młynary, by dotrzeć na cmentarz w Dobrym (gm. Godkowo, powiat elbląski), gdzie jest pochowana moja rodzina. Zajechaliśmy również do Skowron i Pasłęka, gdzie mieszka moja babcia. Zjedliśmy przepyszny obiad.
Jadąc przez teren gmin Młynary, Wilczęta, Godkowo, było ewidentnie czuć klimat degeneracji terenu na obszarach post-PGRowskich, bez wielkich perspektyw, kolokwialnie zwanymi zadupiami. Znam te tereny od lat, przejeżdżałem już wcześniej przez nie i bywam, tą estetykę dawnego województwa elbląskiego widać wyraźnie...
W Dobrym duży odsetek ludności stanowią rodziny osadników z terenów dzisiejszych województw lubelskiego i podkarpackiego, w tym przesiedleńcy z akcji Wisła. Na cmentarzu w Dobrym znajdują się również groby w języku ukraińskim.
![]() |
jeden z ukraińskojęzycznych nagrobków na cmentarzu w Dobrym |
9 listopada
W restauracji Róża Wiatrów na gdyńskim Skwerku odbyły się moje 18. urodziny. Tak, w tej samej restauracji nagrywano film Sztos 2 - godny polecenia, oddający klimat Wybrzeża Gdańskiego. Sama miejscówka też ma bardzo wysoki poziom. Bardzo dobre jedzenie z wyczuciem, przepiękny, romantyczny widok na Gdynię, elegancki wystrój lokalu z podziałem na dwie sale. Mój dziadek miał niespełna 9 lat wcześniej tutaj 80. urodziny i organizacja imprezy w tymże lokalu była świetna. Od 2015 roku miałem osobiście wizję urządzenia tutaj parę lat później 80. urodzin jego żonie. Niestety, plan ostatecznie nie wypalił - babcia w walczyła z rakiem nerek, chociaż jej stan nie był aż taki poważny jak później, poddawała się chemioterapii, świętowaliśmy w domu. Rok później zmarła...
Był naród z Pustek i Demptowa, z SP 16 w Gdyni, z XIV LO na sąsiedniej Chyloni, ze studiów, z Nowej Generacji. Przybyło czterdzieści osób. Zabrzmię nieskromnie, może jak jakiś rosyjski oligarcha, ale ja to nawet mógłbym w zasadzie jeszcze nieco osób zaprosić. Niemniej jednak z pieniędzmi trzeba mieć ogładę, nie wariować. Po co bawić się w konsumpcjonizm: trzeba przedsiębiorczo oszczędzać? To była wspaniała noc. Impreza odbyła się nieco później niż pierwotnie planowano. Po wyjściu ze szpitala w Gdańsku wolałem się nieco wstrzymać i doprowadzić siebie do spokojnej rekonwalescencji. Brałem antybiotyki i sterydy, więc wypiłem bardzo mało kieliszków wódki. Zresztą, jak to śpiewał Walaszek, wóda zryje banię. Nie chciałem też, żeby ktoś robił ze mnie jaja i filmował mnie pijanego po wódce, udostępniając to na lewo i prawo, również nie chciałem zaliczyć tzw. zgona i sprawić, że impreza się skończy...
Dostałem mnóstwo interesujących prezentów. Jakiś przykład? Proszę bardzo. Neon CZAJKO, tabaka z kaszubską tabakierą, różne wódki, pięciotomowe Dzieje Polski od NSZZ Solidarność, tureckie lokum, kubek z autobusem W, koszulka I <3 CHYLONIA. Jeszcze były inne prezenty, ale to już długa lista, po co ja będę się przechwalał?
20 listopada
Zostałem przyjęty do Platformy Obywatelskiej RP w Gdyni. Jestem z Pustek Cisowskich, ale nie ma - póki co - koła dla północno-zachodniej Gdyni. Wybrałem zatem koło Centrum. Wieczorem w Szkole Morskiej odbyło się spotkanie gdyńskiej Platformy. Opowiedziałem nieco o sobie, o swoich związkach z polityką. Tyle powiedziałem, chyba wręcz aż nadmiernie, jestem po prostu wyszczekany xDDD - aż mnie przyjęli. Robi się ciekawie!
11 listopada
W Dzień Niepodległości miałem możliwość uczestniczenia w nietypowych obchodach narodowego święta. Jedni wolą marsze, drudzy biegi, inni obrzędy religijne, jak kto woli. W Wejherowie nasze stowarzyszenie Nowa Generacja Pomorskie współorganizowało w Kaszubsko-Pomorska Szkoła Wyższa w Wejherowie dzięki naszemu radnemu Borysowi Szymańskiemu panel dyskusyjny Wspólne Sprawy.
Rozmawialiśmy bardzo intensywnie na tematy związane z Pomorzem, Kaszubami, lokalnością, tożsamością narodową, atomem.
Cieszę się z tego, że nasze młode pokolenie może rozmawiać międzypokoleniowo na ważne dla regionu i Polski tematy. Sprawia to, że jesteśmy coraz bardziej zauważalni w polityce. Bardzo dziękuję za wspólne rozmowy oraz to, że nasze stowarzyszenie mogło współtworzyć wejherowskie Wspólne Sprawy.
Wieczorem na Jedynce leciał Kamerdyner z Januszem Gajosem - adekwatne do dnia oraz tematu dyskusji, bo rozmawialiśmy o tożsamości kaszubskiej.
20 listopada
Jednocześnie informuję, że pozostaję dalej w strukturach stowarzyszenia Nowa Generacja w Gdyni, czyli jednej z dwóch młodzieżówek PO. Zgodnie z artykułem 1. paragrafu 10. Statutu Stowarzyszenia, członkiem NG może być osoba w wieku 13-36 lat.
28 listopada
Zostałem członkiem chóru parafialnego w kościele pw. Matki Boskiej Różańcowej w Gdyni. Mam głos będący mieszanką tenoru i barytonu, a z racji tego, że było dotychczas tylko dwóch tenorów, to przypisano mnie do właśnie tenorów. Obecnie (grudzień 2024r.) jeszcze nie śpiewam, a bardziej wsłuchuję się - jestem dopiero nowicjuszem. Nie od razu Rzym zbudowano.
Mam przekonania agnostyczne, jednak śpiewać każdy może. Trochę lepiej, trochę gorzej. Uwielbiam rozwijać swoje pasje, proponowano mi to swego czasu.
12 grudnia
Rano zarobiłem swoje pierwsze pieniądze. Zarobiłem 60 zł za naukę niemieckiego na poziomie A1, ucząc 8-latka. Cieszę się, że mogę rozwijać swoje pasje w sposób zawodowy. W przyszłości zamierzam zostać chociażby tłumaczem przysięgłym, wstępnie minimum j. angielskiego i ukraińskiego :D
19 grudnia
Byłem na wspaniałym widowisku - w gdyńskiej hali na ul. Górskiego, koło stadionu Arki, swój występ miał Państwowy Balet Gruzji Aphkhazeti. Nazwa tego zespołu pieśni i tańca oznacza po gruzińsku region Abchazji. Obecnie jest on kojarzony z rosyjskim imperializmem i dążeniami separatystycznymi tamtejszych autochtonów, a dla narodu gruzińskiego jest to region bardzo ważny, podkreślający duże znaczenie w historii państwowości gruzińskiej. W zespole występują nie tylko Gruzini, ale też Ukraińcy, Grecy i Uzbecy.
Otrzymałem bilet na ten występ od moich dwóch koleżanek na 18. urodziny. Nie mogłem zaprzepaścić tej okazji, jak na prezent urodzinowy przystało. Jestem też fanatykiem Bałkanów i wschodu, tzn. dawnego ZSRR, Kaukazu, Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu. Niektórzy nawet zarzucają mi południową urodę. Mój przyjaciel Białorusin swego czasu zapytał mnie Nikodem, ty iz Azjerbajdżana? xDD
Występ wywarł na mnie gigantyczne wrażenia, nazwałbym siebie po prostu kaukazofilem. Plastyka ruchów, dynamika w kaukaskich tańcach ma taki pozytywny nastrój w sobie. Bardzo przypomina mi to klimaty Azji Środkowej. Gruzini czy Azerowie noszą papachy, czyli te takie włochate czapeczki. Turkmeni i niekiedy bodajże Uzbecy również. Z azerskiej stolicy Baku do wybrzeżu Turkmenistanu jest ponad 200 kilometrów, kursuje nawet prom Baku-Turkmenbaszy. Zarówno Gruzja, Armenia i Azerbejdżan, jak i Kazachstan, Kirgistan, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, były częściami Rosji czy do niedawna Związku Radzieckiego.
Na widowni nie brakowało Ukraińców, co mnie nie dziwi. Ukraińcy pałają wielką miłością do Gruzinów, nawet bardziej niż Polacy! Nie zmienia to faktu, że zarówno naród polski, jak i ukraiński, są przyjaciółmi nacji Sakartwelo. Ba, byłem na koncercie ansamblu z Gruzji w okresie tamtejszego Euromajdanu, co też wzbudzało u mnie myśli niepodległościowe, proeuropejskie, pełne waleczności i sprzeciwu wobec rosyjskiej nawałnicy.
Życzę Wam wszystkiego najlepszego, szczęścia, zdrowia, pomyślności, uśmiechu, pogody ducha i spełnienia marzeń w nadchodzącym Nowym Roku 2025. Bądźcie tacy, jakimi jesteście, rozwijajcie się dalej, cieszcie się chwilami i radujcie się. Ten rok był po prostu wspaniały. Moje szczęście i radość wzrastały z każdym momentem. Kocham Was wszystkich!
Komentarze
Prześlij komentarz